Dluugi weekend w sierpniu, 4 dni i wyprawa na "daleka" polnoc ;)
Akkar to region na polnocy Libanu, ze stolica w miescie Halba, charakterysuje sie obecnością stosunkowo dużej równiny nadbrzeżnej, z wysokimi górami na wschodzie.
My udalismy sie do miasta Qoubaiat skad zaczyna sie LMT, Lebanon Mountain Trail,
tzn tam zaczyna sie czesc 1, jest jeszcze czesc 0, ale ta zostanie na kiedy indziej.
Pogoda byla w kratke, troche straszylo deszczem. Pierwsza noc mielismy spedzic w Qoubayat i udalismy sie do poleconego przez polskich kolegow z PCPM klasztoru, w ktorym mozna wynajac pokoik. Niestety nie bylo wolnych miejsc. Pojezdzilismy wiec po okolicy by znalezc przyjemne miejsce na rozbicie namiotu.
Trafilismy na przyjemny punkt widokowy niedaleko malej kapliczki, gdzie odbywala sie jakas uroczystosc i bylo sporo ludzi. stwierdzilismy, ze do wieczoru na pewno wyjada i poszlismy na spacer po wzgorzach. Niestety w drodze powrotnej poczulismy nieprzyjemny zapach i przeszlismy obok martwego pieska..co niestety znieczecilo nas do pozostania w tej okolicy.
Pojechalismy do wygooglowanego eco lodge i rozbilismy sie na ich terenie, pod naszym namiotem, na drewnianej platformie. Teren byl w pieknym lesie i milo bylo poczuc zapach zywicy i lesnej sciolki. Niesamowita odmiana po niemal pustynnych widokach naszej czesci doliny Bekaa.
Nastepnego dnia przestawilismy autko i udalismy sie na szlak, piekna drozka wzdluz kanalow nawadniajacych, zero ludzi, zielono i przyjemnie. Po drodze niewielki kosciolek, hustawki i ruiny domow z wrastajacymi w nie drzewami.
po drodze, slyszalam dziwny dzwiek stukania i idac tym tropem nakrylismy te dwa zolwiki na stukaniu w trawie.
Byly piekne lasy, laki, slonce ale i rowniez mgla i chlod.
Choc staralismy sie sledzic oznakowany szlak LMT, niestety w pewnym momencie nam zniknal. Szlismy wedlug mapki jaka udalo nam sie sciagnac do aplikacji ale oznakowania juz nie odnalezlismy.
Na nocke znalezlismy mily zakatek w lesie, gdzie ktos juz biwakowal, zapewne mysliwi, bo bylo sporo kartonowych legowisk i spory hak stalowy zawieszony na drzewie.
Akkar to region na polnocy Libanu, ze stolica w miescie Halba, charakterysuje sie obecnością stosunkowo dużej równiny nadbrzeżnej, z wysokimi górami na wschodzie.
My udalismy sie do miasta Qoubaiat skad zaczyna sie LMT, Lebanon Mountain Trail,
tzn tam zaczyna sie czesc 1, jest jeszcze czesc 0, ale ta zostanie na kiedy indziej.
Pogoda byla w kratke, troche straszylo deszczem. Pierwsza noc mielismy spedzic w Qoubayat i udalismy sie do poleconego przez polskich kolegow z PCPM klasztoru, w ktorym mozna wynajac pokoik. Niestety nie bylo wolnych miejsc. Pojezdzilismy wiec po okolicy by znalezc przyjemne miejsce na rozbicie namiotu.
Trafilismy na przyjemny punkt widokowy niedaleko malej kapliczki, gdzie odbywala sie jakas uroczystosc i bylo sporo ludzi. stwierdzilismy, ze do wieczoru na pewno wyjada i poszlismy na spacer po wzgorzach. Niestety w drodze powrotnej poczulismy nieprzyjemny zapach i przeszlismy obok martwego pieska..co niestety znieczecilo nas do pozostania w tej okolicy.
Pojechalismy do wygooglowanego eco lodge i rozbilismy sie na ich terenie, pod naszym namiotem, na drewnianej platformie. Teren byl w pieknym lesie i milo bylo poczuc zapach zywicy i lesnej sciolki. Niesamowita odmiana po niemal pustynnych widokach naszej czesci doliny Bekaa.
Nastepnego dnia przestawilismy autko i udalismy sie na szlak, piekna drozka wzdluz kanalow nawadniajacych, zero ludzi, zielono i przyjemnie. Po drodze niewielki kosciolek, hustawki i ruiny domow z wrastajacymi w nie drzewami.
po drodze, slyszalam dziwny dzwiek stukania i idac tym tropem nakrylismy te dwa zolwiki na stukaniu w trawie.
Byly piekne lasy, laki, slonce ale i rowniez mgla i chlod.
Choc staralismy sie sledzic oznakowany szlak LMT, niestety w pewnym momencie nam zniknal. Szlismy wedlug mapki jaka udalo nam sie sciagnac do aplikacji ale oznakowania juz nie odnalezlismy.
Na nocke znalezlismy mily zakatek w lesie, gdzie ktos juz biwakowal, zapewne mysliwi, bo bylo sporo kartonowych legowisk i spory hak stalowy zawieszony na drzewie.
Nastepnego dnia zeszlismy to miejscowosci Fnaidek, ktora okazala sie miejscowoscia dosc muzulmanska i ja w szortach i bluzce bez rekawkow czulam sie bardzo niezrecznie i mocno obserwowana. Zaczelismy isc w kierunku Quobayat zeby po drodze zlapac taksowke, niestety zadna nie chciala jechac do Qobayat. Szlismy tak dobre 40 min pod gorke az wreszcie zatrzymala sie dla nas koparka i po mieszanej komunikacji, po angielsku nieco arabsku i gestami, pan powiedzial zebysmy wsiadali, ze nas zawiezie. Tepo bylo zdecydowanie slimacze, ale w dobrym kierunku, przynajmniej tak nam sie wydawalo. Bowiem, po 15 minutach jazdy pan sie zatrzymal i pokazal, ze tutaj pracuje, rzeczywiscie byla tam rozkopana droga. Powiedzial, ze do Qobayat malo kto jezdzi ta droga, bo to droga przez gory i tam jest jednostka policji lub armii, nie do konca zrozumielismy. On nam radzi jechac w druga strone, naokolo glowna droga. Zlapal nam stopa, tlumaczac mlodemu chlopcu gdzie nas wysadzic.
Pokonalismy wiec droge powrotna duzo szybciej i wyladowalismy w miejscu gdzie zeszlismy z gor. Zaczelismy wiec szukac taksowki w tym kierunku. Niestety bez sukcesu. Bylismy sfrustrowani, ja do tego czulam sie bardzo niezrecznie pod spojrzeniami wszystkich mieszkancow.
Niespodziewanie zatrzymal sie przy nas wielki jeep wypelniony dziecmi i mlody chlopiec spytal nas pieknym angielskim skad jestesmy. Pogadalismy wiec o nas i o tym, ze oni mieszkaja w Canadzie i tutaj przyjechali tylko na lato na wakacje. Spytali czy moga nam w czyms pomoc i ojciec rodziny rowniez probowal nam zlapac taksowke. Rowniez niestety bez sukcesu. Stwierdzil wiec ze zawiezie nas dalej na rozwidlenie drog, gdzie juz na pewno bedzie jakies taxi. Latwo powiedziec, nie bardzo wiedzielismy jak sie zmiescimy, ale w cudowny sposob wszyscy sie stasowalismy, oni pietrowo, mniejsze dziecko na wiekszym, my na co drugi wystap. Na szczescie nie bylo to daleko, bo obawiam sie, ze dzieci mogly by nas znielubiec przez ten scisk, nie wspominajac o bezpieczenstwie.
Udalo sie, przesiedlismy sie do taksowki, mimo ze nie miala czerwonej rejestracji jaka oficjalne taksowki powinny posiadac i ze kierowca byl stosunkowo mlody i ze byl z nim jeszcze kolega. Nie mielismy pojecia ile czasu powinnismy jechac, ale po ok 30 min drogi cos mnie tchnelo zeby sprawdzic na gps gdzie jestesmy. Okazalo sie ze wlasnie skrecilismy w kierunku przeciwnym niz Qobayat. W zwiazku z tym, naszym lamanym arabskim, poniewaz obaj chlopcy nie mowili nic po angielsku, udalo nam sie wytlumaczyc, ze my chcemy do Qobayat i pokazac na mapie w telefonie.
Chopcy bez problemu poprostu zawrocili. Rozmowy nie bylo, my sobie, oni sobie i tak przez godzine. Zaczelismy sie niepokoic ile oni sobie od nas zazycza za te podroz. Jak dotarlismy do miejscowosci Halba, zaczelismy rozkminiac inne opcje, ze tutaj na pewno sa busy do Qobayat wiec moze lepiej tu wysiasc zanim okaze sie ze musimy zaplacic 100 dolarow. Niestety nasze pytanie: how much bylo bez zrozumienia. Kierowca probowal tlumaczenia w google translate.. rownoczesnie prowadzac.. wiec zeby uniknac wypadku, zadzwonilismy do kolezanki Libanki, ktora sie za nas dogadala. Okazalo sie ze zaplacimy 30 dolarow za dojazd na samo miejsce, tak ze rewelacja. Juz ze spokojem spedzilismy ostatnia godzine drogi. Dojazd zajal nam ponad 2 godziny. Nie wiem na jakiej zasadzie dziala ta taksowka, czy moze chlopcy wybrali sie na przejazdzke, wiem ze musza teraz jechac conajmniej godzine zeby wrocic do siebie.
My natomiast wsiedlismy do mojego autka i w droge do Byblos. Mielismy jeszcze jedna nocke zanim musielismy wrocic do Zahle wiec zdecydowalismy sie na pobyt w Byblos i kolacyjke z owocami morza :)
A na sniadanko wybralismy sie do Haven, miejsce warte polecenia! Piekny widok na Beirut i morze.
Aucun commentaire:
Enregistrer un commentaire