jeudi 15 décembre 2016

Jedzonko, jedzonko, cieszy sie nie tylko Irenka ;)





specjalne naczynie do robienia momo/ na parze
Skończyłam na jedzeniu… pierwsze doświadczenie z tutejszym jedzeniem miałam dość ciekawe.

Po przylocie, pojechałam do Banepa, miejscowość na wschód od Kathmandu, gdzie jest nasza główna baza. Jako, że był już wieczór, a ja nie jadłam za wiele w drugim samolocie ponieważ okazał się Emirackim odpowiednikiem Ryanaira i za wszystko trzeba było płacić, to byłam głodna. Razem z Fredem- szefem głównym w Nepalu oraz Sergem odpowiedzialnym za audit logistyczny i finansowy wybraliśmy się do restauracji.. 

momo
Fred zamówił momo z kurczakiem, takie nasze pierożki, ja i Serge wybraliśmy coś co miało być ryżem z sosem, a okazało się jogurtem lub innym mlecznym produktem. Poprosiliśmy wiec o zmianę zamówienia. Ja nie znając nazw dan pokazałam obrazek, który był w menu – wyraźnie był to ryż z warzywami. Serge znał nazwe innego dania, ale mimo wszystko pokazał je również na obrazku- coś jak mieszanka warzyw do maczania w dipie. Fred już zdążył zjeść swoje momo, a nasze dania nie nadchodziły.  Po takim niecierpliwym czekaniu,  gdy usłyszeliśmy, ze ktoś idzie do nas po schodach I pojawił się chłopak niosący jedno danie, to muszę przyznać, że miałam cicha nadzieje, że będzie to moje danie. Niestety, nie było, ale nie było to też danie Serga.
Może w dużej, pełnej ludzi restauracji kelner mógłby się pomylić, ale tutaj oprócz nas było jeszcze tylko dwóch mężczyzn, którzy jeść już skoczyli, raczyli się tylko napojem z niebieskiej butelki. Stołów  było dokładnie cztery, w związku z tym nie ma wątpliwości, że danie wylądowało na właściwym. Było to coś w rodzaju czipsów z dodatkiem sosu i drobnych warzyw. Porównując do obrazków trudno nam było ustalić czy jest to zbliżone do ryżu, czy tez do mieszanki warzyw, czyli czy jest to bardziej moje czy Serga, tak że zaczęliśmy jeść wspólnie. Pewnie w głębi duszy mając nadzieje, ze następne danie będzie takie jak sobie wyobrażaliśmy. I kolejna niespodzianka, ostatnie danie również nie przypominało ani ryżu ani warzyw, no może trochę warzywa, ale zasmażane jak haitańskie fritay I bez żadnego dipu. Tak czy inaczej, nie bylo to moze to czego oczekiwalismy, ale zle rowniez nie bylo.

Pierwsze doświadczenie z jedzeniem w Nepalu, miało być tylko przygotowaniem na to co mnie czeka w górach, w Thangpaldhap przez najbliższe miesiące. Tam ryz z soczewica jest na śniadanie-ok 10h rano, oraz na kolacje ok 18h. W międzyczasie nudle- tzn zupka chinska, my ją jemy normalnie na ciepło, a dzieci wokół namiętnie wcinają suchy makaron i wysysają tłuszcz z trytek/saszetek.

dzieci wcinaja zupke chinska na sucho, osobno makaron , osobno wysysaja tluszczyk

Aucun commentaire:

Enregistrer un commentaire