jeudi 29 décembre 2016

Wsi spokojna wsi wesola



To moze troszke o zyciu, o tym jak wyglada zwykly dzien. Najpierw tutaj na wsi. W przeciwienstwie do Haiti, tutaj nie budzi mnie kukkurykuu. Pobudka to inny dzwiek: turiruriruriruuuu, muzyczny klakson autobusu przejezdzajacego przez wioske. Innym razem spiew sasiada, lub jego charkanie. Czasem ok 5h rano slysze odglosy, jakby jakas grupa cwiczyla karate, musze kiedys sie zebrac by wyjsc z cieplego spiworka i sprawdzic co to takiego. 

Innym porannym odglosem jest syczenie garnkow, takich do przyrzadzania daal, soczewicy, to sa takie garnki z przykrywka, ktore sycza.

syczacy garnek


Nepalczycy prace w biurze zaczynaja dopiero o 10h, bo rano sie myja i piora, ale sa tacy, ktorzy do pracy musza dojechac, wtedy zony musza o swicie zaczac przyrzadzac ryz i daal zeby maz zjadl przed wyjsciem, stad poranne syczenie. 

Nastepnie, tloczno robi sie przy kranikach, zmywanie naczyn, pranie, mycie sie, mycie warzyw..








Niektorzy jesli nie maja dostepu do kraniku, wybieraja sie do rzeki. 





 Na 10h dzieci ida do szkoly i uwaga nie mozna sie spoznic, bo zastanie sie zamknieta brame. Bylam swiadkiem jak dwoje dzieci przeskakiwalo ogrodzenie zeby dostac sie do szkoly po dzwonku, niestety najmniejsza spozniona dziewczynka nie dala rady i pozostal jej tylko powrot do domu.








Najmlodsi towarzysza najczesciej swoim mamom, lub bawia sie z rodzenstwem i sasiadami.


Dorosli maja inne obowiazki, trzeba wyprowadzic kozki na spacer, tzn na oddalone od domow pastwiska, przyniesc slome zwierzetom w zagrodzie, zaorac pole. Czasem to nie kozki ida na lake, tylko laka przychodzi do nich. 











Trzeba wyniezc nawoz na oddalone pola na tarasach uprawnych.




Praca nad wyrobem rakshi z prosa (millet), o ktorym juz wspominalam, podobnie jak o suszeniu rzodkiewek. Trzeba wyplewic grzadki, przesiac ziarno.










Niektore kobiety zajmuja sie wyrabianiem dywanow na krosnach. 



Widzialam jedna babcie nawijajaca cos jak wloczke na rolki. 



Trzeba przyniesc drewno do paleniska, poniewaz w szelterach gotuje sie na ogniu. W calej izbie unosi sie zapach ogniska. 



Tak do wieczora, po zachodzie slonca wszyscy znikaja wewnatrz domow, jedza wieczorny daal bat i znow na chwile robi sie tloczno przy kranikach, zeby umyc naczynia. Ale to juz po ciemku, slychac tylko stukanie naczyn. Od ok. godziny 20h jest juz cisza, czasem przerwana klaksonem ostatniej zjezdzajacej z gor ciezarowki, ktora trabi na zakretach by poinformowac o swojej obecnosci.

Aucun commentaire:

Enregistrer un commentaire